wtorek, 27 stycznia 2015

Rozdział VII

Od Autora
Rozdział pisany w narracji pierwszoosobowej w czasie teraźniejszym ;3 Mam nadzieję, że się spodoba i nie porąbałam czasów :P Możecie być ze mnie dumni, rozdział ma 7 stron. Tak rekompensata za długi brak rozdziałów. Miłego czytania ^^
Czytam = komentuję


Rozdział VII

Idę do łazienki. Za chwilę ma zacząć się pierwsza lekcja a ja wciąż nie jestem gotowa! Czy Michael nie mógł obudzić mnie trochę wcześniej? Ja jestem kobietą, potrzebuję czasu!
To dziwne uczucie, spać w dormitorium swoich (teoretycznie) wrogów. Chociaż, ciężko ich nazwać wrogami. Fred jest takim moim przybranym bratem, do George'a nic nie mam a Michael jest całkiem miły. Nie wiem co mam o nich myśleć. To są gryfoni, ale...
Czy wszystko co mówił o nich Malfoy, było prawdą?
Kiedyś już u nich spałam, jednak niewiele z tego pamiętam. Alkohol robi swoje, ok?
Ta noc, jedna, jedyna noc, przywołała wspomnienia...

To była pierwsza impreza u ślizgonów. Trzeci rok. Dostanie się tam było porównywalne do wygrania siedmiu tysięcy galeonów w loterii „Proroka Codziennego” . Niewykonalne.
A jednak los się do mnie uśmiechnął. Pamiętam jakby to było wczoraj. Czwarty października.
Sowy ja zwykle roznosiły pocztę. Zazwyczaj nie dostawałam listów. Całą korespondencję przekazywała mi siostra. Przed moimi oczami wylądowała srebrna koperta zaadresowana zielonym atramentem. Szybko ją otworzyłam nie zważając na papierki wokół mojego miejsca. Wciąż mam przed oczami jego treść.

Szanowna Panno Aienette

Dom Salazara chciałby gościć panią w swoich skromnych progach. Oczekujemy Cię dziesiątego października (w sobotę) o godzinie szesnastej w lochach. Stamtąd zostanie Pani odprowadzona przez jednego z naszych uczniów do Pokoju wspólnego Slytherinu. Spóźnienie nie będzie pochwalone.

Draco Malfoy

Treść uderzyła we mnie jak grom z jasnego nieba. Ja, Puchonka, na ślizgońskiej imprezie stulecia! Nie wierzyłam w to co widziałam. To była jedna z najcudowniejszych chwil w moim życiu. Slytherin obfitował w przystojnych chłopaków, a ja nie ukrywałam się z moimi podbojami.
Tylko „elita” otrzymywała legendarne srebrne koperty. Nikt z mojego domu nie doznał tego zaszczytu.

W przeddzień imprezy cały Hogwart zajął się plotkami. Nawet ślizgonki nie mogły się doczekać. Każda dziewczyna w szkole (oczywiście ta zaproszona) chciała wyglądać olśniewająco.

Nadszedł czas. Spod lochów odprowadził mnie ciemnoskóry chopak, który przedstawił się jako Blaise Zabini. Po wejściu do Pokoju Wspólnego niewiele czasu potrzebowałam, by stracić świadomość.

Pierwszy raz w życiu się upiłam.
Pierwszy raz w życiu zapaliłam.
Pierwszy raz w życiu byłam tak cholernie szczęśliwa.

Rano nazbyt brutalnie obudziły mnie promienie słoneczne. Byłam w pełni ubrana, a dookoła mnie biła wszechobecna zieleń. Wywieźli mnie do psychiatryka, do sali dla nadpobudliwych, czy jak?*
Pierwszym co do mnie dotarło był niesamowity ból z głowy. Każdy najmniejszy dźwięk był mocniejszy, głośniejszy. Tak jakby wyostrzyły mi się zmysły. Chciało mi się jeść, nie ważne co. Byle jeść. A więc, tak wygląda kac.
Ktoś spał na kanapie. Chwiejnym krokiem podeszłam do niego. Po jasnych włosach, rozpoznałam go.

-Malfoy?
Otworzył powoli oczy.
-O, dzień dobry. Eliksiru ?
-Jakiego eliksiru ?
-Na kaca. Potrzebny Ci czy wytrzymasz?
-Skorzystam z oferty.
Wyszedł z pokoju. Po kilku minutach przyniósł moje wybawienie.
-Trzymaj.
-Dzięki.
Wypiłam jednym haustem pół butelki.
-Fuj, jakie to gorzkie!
-Co, księżniczce nie smakuje ?

Wtedy po raz pierwszy nazwał mnie księżniczką. I tak już zostało do dziś...
A może raczej do wczoraj.
No ale cóż, dość wspominek. Prysznic w łazience gryfonów nie jest najlepszym miejscem na rozpamiętywanie przeszłości...
Która już nie wróci...

Wołam Freda, on ma już zgodę na teleportację. Niech przyniesie mi czyste szaty!
-Fred!
-Co jest?– Wbiega do łazienki
-Przynieś mi coś, nie mam nic do ubrania!
-A nie możesz założyć wczorajszych ciuchów ?
-NIE!
Merlinie, brzmię jak jakaś tępa blondynka.
-Kobiety... - tylko to słyszę z ust rudzielca. Zaraz potem odgłos teleportacji.

~o~

Zaczyna się największy koszmar dzisiejszego dnia – Eliksiry. Mimo moich wcześniejszych zainteresowań tym przedmiotem, stary nietoperz potrafi do niego naprawdę zniechęcić. Jakby jeszcze tego było mało, ze ślizgonami.
Nie jestem w stanie patrzeć im w oczy. Czuję na sobie ich wzrok. Zapewne już wiedzą, co się stało wczoraj. Ehh... chyba się zdrzemnę.

Patrzę na zegarek. Minęło jakieś... trzydzieści minut ?
Słyszę za uchem wrzask Snape'a. To po mnie.
-Panno Aienette, nie przeszkadzam pani ? A może powinienem być ciszej, aby mogła się pani wyspać ?
-Gdyby się pan zamknął było by lepiej. - Mówię najciszej jak się da, sama do siebie. Staruszek jednak to słyszy.
-Hufflepuff traci dwadzieścia punktów za obrazę nauczyciela. A teraz proszę mi powiedzieć, jak działa amortencja ?
-Nie wiem, profesorze.
-Szkoda. A wie pani może, ile potrzeba kropel śluzu gumochłona do uwarzenia eliksiru słodkiego snu ?
-Nie wiem, profesorze.
-Pani ignorancja mnie przeraża. Proszę usiąść.
Jak ja go nienawidzę.

~o~

Czas na Historię Magii. Mimo częstego przynudzania profesora Binns'a, lubię ten przedmiot. Chyba jako jedyny, naprawdę mnie interesuje. Aktualnie zajmujemy się historią czarodziejskiego rozwoju na wschodzie. Jestem w raju. Japonia, jest cudownym krajem, mogłabym słuchać o nim godzinami. Kiedyś ją odwiedzę. Moja fascynacja azjatycką kulturą trwa od dawna. Ciężko policzyć, ile dokładnie.

Wchodzę wraz zresztą uczniów do klasy. Siadam w ławce.
-Witajcie dzieci. Na dziś zaplanowałem dla was wykład o zapomnianej córce cesarza Go-Shijo – Chikubi!
Podnoszę rękę do góry.
-Profesorze.
-Tak Charlotte'o ?
Jak ja nie znoszę tego imienia.
-Dlaczego ją zapomniano ?
-Bardzo trafne pytanie. Czy ktoś potrafi mi na nie odpowiedzieć ?
Rękę unosi Hermiona Granger vel Panna-wiem-to-wszystko.
-Chikubi została zamordowana przez następcę swojego ojca. Była czarownicą. Bardzo potężną. Mówi się, że władała żywiołami.
-Bardzo dobrze panno Granger. 5 punktów.
-To fakt Chikubi była naprawdę potężna. Nie mogę jednak powiedzieć, że władała wszystkimi żywiołami, bo była by wtedy nad-istotą** Jej atrybutem był wiatr. Dzięki niemu mogła sprawić wiele dobrego, ale także wiele złego. Czy ktoś z was wie, jak nazywają się pozostałe żywioły ?
Odpowiadam.
-Jest ich cztery : Ziemia, ogień, woda i magia.
-Doskonale. 5 punktów. Wbrew pozorom tylko niewielka ilość czarodziei potrafi w stu procentach władać żywiołem magii. Chikubi była jedną z niewielu, którzy to potrafią.
-Profesorze Binns.
-Tak panienko Abbot ?
-Dlaczego ostatnio ministerstwo tak się nią interesuje?
-Chodzą pogłoski, że miała córkę, której pochodzenie ukryła zaklęciem. Jej potomkini podobno do tej pory chodzi po świecie, jako już siedemnaste pokolenie. Mówi się, że ma taką samą, lub nawet większą moc.

Dzwoni dzwonek. Dlaczego tak szybko ?

-Dziękuję, tyle na dzisiaj.

~o~

Cudownie, po prostu cudownie. Następne ma być wróżbiarstwo. Chyba zwariuję słuchając bzdur, które opowiada ta wariatka. Nigdy nie uwierzę w przepowiadanie przyszłości, tarota czy szklaną kulę. Nigdy. Muszę się urwać. Nie wytrzyma kolejnej lekcji z NIĄ. Wolę już skończyć w Mungu niż wytrzymać tam czterdzieści pięć minut. Idę do Alex. Przynajmniej w takich przypadkach jej przyjaźń się przydaje. Mam gdzieś co powie, ważne bym mogła przesiedzieć tą lekcję w dormitorium. I tak jest ostatnia.

-West. Słuchaj nie idę do Trelki na lekcje, wymyśl coś.
-Znowu Charlie, znowu ?
-Wiesz jak nienawidzę tej obłąkanej dziewuchy.
-Wiesz, że kiedyś się zorientują, prawda?
-Mam to gdzieś. Palnij jakąś bzdurę, że źle się poczułam czy coś w ten deseń.
-Dobra, niech ci będzie.
-Dzięki Ali.

Uśmiecham się do niej promiennie. Później jej to wynagrodzę.

~o~

Idę do dormitorium. Chcę płakać w samotności. Mam dość tej pustki wokół siebie. Czas wykorzystać whisky od Draco. Cholera, czemu wszystko przypomina mi o nim ?!
Wchodzę. Wyjmuję butelkę z małej, drewnianej szafki obok łóżka. Otwieram ją. Piję z gwinta. Zimny płyn leje mi się do gardła. Palący, a zarazem tak przyjemny ból w przełyku.

Druga butelka...
W zapasach miałam tylko jedną whisky. Została wódka. Mam duży wybór w kwestii alkoholu. Od czarodziejskich, po mugolskie. Do wyboru, do koloru : Soplica, Bols, Żubrówka, Finlandia, Pan Tadeusz, Wyborowa. Co tylko dusza zapragnie.
Rzucam poprzednią butelką o ścianę. Słyszę odgłos tłuczonego szkła. Resztki trunku oblewają mi twarz.

Trzecia butelka...
Nie czuję gardła. Tak cholernie pali. Tracę świadomość. Czuję się szczęśliwa. Umysł mi się wyłączył. Stan całkowitego spełnienia. Słyszę muzykę, choć doskonale wiem, że nic nie gra. Upojenie jest takie cudowne. Alkohol zaczyna działać.

Czwarta butelka...
Oszalałam. Dostałam głupawki. Wszystko wiruje mi przed oczami. Zachleję się na śmierć.
Śmieję się. Śmieję się jak wariatka. Padam na podłogę. Turlam się ze śmiechu. Życie jest takie zabawne. To wszystko jest jedną, wielką komedią.

Piąta butelka...
Ledwo wstaję. Idę w kierunku drzwi. Szarpię za klamkę, jednak nic się nie dzieje. Nie ma szans, żeby powstrzymały mnie jakieś jebane drzwi!
-Otwórz się!
Krzyczę, choć nikt mnie nie słyszy. W końcu pcham i ku mojemu zaskoczeniu otwierają się. Opuszczam Pokój Wspólny. Staram się dotrzeć na błonia. Chwiejnie się tam poruszam. Nad jezioro.
-Tam gdzie się zaczęło, tam się i skończy!
Mówię sama do siebie. Czyżbym miała rozdwojenie jaźni ? Tylko wariaci mówią do siebie. A może ja jestem wariatką ? To dziwne, że po wpuszczeniu w siebie pięciu litrów alkoholu, wciąż w miarę trzeźwo myślę. Moje ciało jednak twierdzi coś innego.

Koniec butelek...
Wódka się skończyła, kończę się i ja. Zdejmuję ubranie. Zostaję w samej bieliźnie. Wyrzucam różdżkę. Kładę się na delikatnej tafli jeziora, by po chwili zanurzyć się w jego odmętach. Przeszywa mnie zimno. Wreszcie odejdę, raz na zawsze. Uciekam od problemów. Przyznaję się do tego. Cierpię. Do tego też się przyznaję. Mam dość. Ostatnia rzecz, do której się przyznałam. Tracę oddech.

Leżę na dnie. Dziwne uczucie. Śmierć. Czy można nazwać ją uczuciem ? Nie czuję już nic.
Nie muszę.
Już nie...
Już nie muszę czuć...
Nie muszę żyć...

Słyszę głos. Sumienie ? Nie, przecież ja go nie mam. Ellie ? Może mnie woła, przyspiesza. A może... Tyle pytań, na które nie mam czasu odpowiedzieć.

Czuję na plecach dotyk. Ciepły dotyk. Ktoś próbuje mnie wyciągnąć. Słyszę coraz lepiej. Pojedyncze sylaby, zamiast niezrozumiałych szeptów. Ktoś mnie woła. Czuję powiew wiatru na mojej skórze. Komuś się udało. Wyciągnął mnie.
Nie pozwolono mi umrzeć.
Zdecydowano za mnie.
Odebrano mi możliwość pożegnania.
Nie pozwolono.
Ale dlaczego? Po jaką cholerę mnie wyciągnęli? Po jaką cholerę mam żyć, skoro jego nie ma. Jeśli mam trwać samotna, wolę opuścić ten świat. Nie potrzebuję tego, tak samo, jak on nie potrzebuję mnie. To dziś. Dziś Charon miał zabrać mnie do Tartaru***. Dziś miałam wstąpić w ognie piekielne. Dziś, miałam umrzeć. Ale nie mogę.

-Ch... sły..., ie...? ...ar...obu...ię...! Pro...ę...

Słowa łączą się ze sobą, tworząc jeden wyraz bez żadnego sensu. Ton głosu jest mi znany, ale ciężko go zidentyfikować, będąc jedną nogą po tamtej stronie. Ten głos, siedzi gdzieś w moim umyśle.
Ale dziś to nie ważne, bo dziś mnie już tu nie będzie. Zostanę skazana na wieczne potępienie...
I samotność.

-Char..lie...słysz...mni... ? Charl...! Obud....si....! Proszę...

Proszę. Ale kto ? O co ? To słowo szumi mi w głowie. Nie mogę się go pozbyć z podświadomości. O co mnie prosisz? Kim jesteś? Odpowiedz!
Coraz więcej rozumiem. Ale nie chcę. Straciłam nadzieję na lepsze jutro. Jak to ktoś kiedyś powiedział „Nadzieja to najgorsze skurwysyństwo, jakie wyszło z puszki pandory”****
Chcę odejść w spokoju. Nikomu nie wadząc. Nikt nie zatęskni. Nikt nie zapłacze.

Trawa... Czuję trawę, pod palcami...
Jej delikatny zapach, wpędzony przez wiatr do mojego nosa. Ta cudowna woń zieleni. Pamiętam jak bawiłam się w skoszonej trawie z siostrami. Czuję ją tak wyraźnie. Kto by pomyślał, że po takiej dawce alkoholu wyostrzają ci się zmysły.

Dłonie... Ciepłe dłonie...
Czyjeś ciepłe dłonie spoczywają na moim mostku.
Ból...
Czuję ból, pobudzający serce do dalszej pracy.
NIE! NIE! NIE! To nie tak miało być! Już prawie przestało bić. Dlaczego ktoś mi to robi?! Cholera...
A miało być tak pięknie.

Krew... Moja krew...
Moja własna krew, wypływa z mojego gardła. Pluję krwią. A może jednak się udało?
Światło na końcu tunelu. Czy powinnam biec?

Woda... Woda się cofa...
Czuję ją. W przełyku. Zaczęła mieszać się z krwią.
To już potwierdzone.
Zostaję.

Oczy...bolą...
Oczy mnie bolą od nadmiaru słonej wody. Światło już zniknęło. Próbuję uchylić powieki, ale nie jest to takie proste, gdy małe kropelki nie chcę ci na to pozwolić.
Udało mi się.
Widzę mojego wybawcę. Rude włosy. Brązowe oczy.
Już wiem.
To na pewno Weasley.

To było takie oczywiste. Ale skąd wiedział? Śledził mnie? Pilnował? Jest jakimś pierdolonym aniołem stróżem, czy jak?

Coś ciepłego przylgnęło mi do ciała. Delikatna tkanina dająca ciepło. Wełna drażni moją skórę.
Szok termiczny.
Dostałam drgawek. Czuję, jak się trzęsę. Zimne podłoże, wychłodzone ciało i gorąc bijący od koca nie idą w parze.

Wyciągam do niego rękę.
Chcę poczuć...
Poczuć tak naprawdę...

Głaszczę go po policzku. Zasłużył na to. Dopiero teraz orientuję się, że z włosów kapie mu woda, a jego skóra jest bardzo wilgotna. Nurkował po mnie. Tyle dla mnie robi, a ja go nie doceniam. Nie tak jak powinnam.

Czuję jego skórę pod swoimi palcami. To tak jakbym urodziła się na nowo. Albo może powstała z martwych. Zależy od punktu widzenia.

-Freddie?
-Już dobrze... - Jest strasznie zdenerwowany. Zadziwia mnie jego troska. Ja bym chyba tak nie potrafiła. Przecież, nie musi tego robić...
A jednak
-Dobrze? Nic nie jest dobrze. - Jestem szczera, po co kłamać. I tak nic mi to nie da. Tutaj nie da się kłamać.

Nie tutaj.
Nie teraz.
Nie przy nim.

-Spokojnie...wszystko jest dobrze... - Nie słyszy mnie, albo nie chce słyszeć. Zakładam tą drugą opcję.

Przytula mnie...
Merlinie, jakie cudowne uczucie. Wspaniałe ciepło, inne niż od koca. Od niego bije troska, w najlepszym tego słowa znaczeniu.
Jego serce bije jak szalone...
Słyszę je tak wyraźnie.
Bał się...
Tak cholernie się bał, a to wszystko z mojej winy! Jestem okropna.
Jego strach przerodził się w szczęście. Nie potrafi ukrywać emocji. Z jego twarzy można czytać jak z otwartej księgi.

Cieszy się...że żyję.
Tyle emocji. Jego serce brzmi, jakby miało zaraz pęknąć z radości. Łapię za brzegi jego mokrej koszulki, aby lepiej się wtulić. Potrzebuję go.
Tak cholernie go potrzebuję...
Tej jego głupiej gryfońskiej odwagi...
Troski...
I miłości...
Braterskiej miłości, którą mnie obdarzył. Zawsze chciałam mieć starszego brata. A on  mi go zastąpił. Jest cudowny. Z wszystkimi jego wadami i zaletami. Jak najbliższa rodzina...
Którą straciłam...

-Kocham cię Freddie... jesteś moim bratem... choć nie łączy nas krew... kocham Cię... - Ledwo wymawiam te słowa. Nie dla tego, że ciężko mi je powiedzieć. On zasłużył. To dlatego, że wciąż mam w ustach wiele słonej wody, która skutecznie wysuszyła mi gardło.
-Wiem Charlie, wiem. Ja też cię kocham. Proszę nie rób mi tego więcej.
-Dobrze, obiecuję. Nie zrobię.
Chyba...



*Kolor zielony podobno uspokaja :)
**Istoty, które panują nad wszystkimi żywiołami.
***Mitologia grecka. Charon przewoził zmarłych przez rzekę Styks do bram Tartaru. Tak w bardzo dużym skrócie.
****Cytat Stephena Kinga z książki pt.”Pod kopułą” - Zachęcam do przeczytania.


3 komentarze:

  1. Przy tym szykowaniu się Charlie zawiało mi twoim szykowaniem się (dwugodzinnym), żeby gdzieś iść.
    Myślałam, że zaśnie, pochłonie ją alkohol, zatopi jezioro.
    Miałam wrażenie, że już się nie obudzi, nie wstanie.
    Szczerze to jej tego życzyłam. Bo cholernie trudno jest zdobyć się na odwagę, żebyś skoczyć prosto ku ramionom śmierci. Ona to zrobiła, ale dostała nową szansę. Kolejną. I to "Chyba.." Jeśli raz zaczniesz się zatruwać, nie skończysz, to jak nałóg. Nie umiesz przestać.
    Rozdział mi się podobał, taki smutny, pasuje do mojego nastroju.
    Weny życzę i czekam na nexta.
    ~Vichi

    OdpowiedzUsuń
  2. Ekhem, Ekhem.
    Po pierwsze: (żebym nie zapomniała)
    DZIĘKI ZA WROBIENIIE MNIE. ._.
    Ale, no serio, no dzięki, no. XD
    Po drugie:
    Zajebisty rozdział (Sorry. musiałam XD)
    Kocham cię za niego. (tylko mi tu nie myśl, że ja to Gabriel w wersji żeńskiej ._.)
    Gabriel- wiesz który. XD
    Więc. Matko, ile ty tych dopisków zrobiłaś. ZASZALAŁAŚ XD
    Dobra, kończę bo mój blog sam się nie zacznie.
    NEXT. TU. I. TERAZ. ._.
    Bajoo.
    -Akai. :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Nienawidzę narracji pierwszoosobowej, jak i czasu teraźniejszego, ale to jest świetne.
    Dobra, gadam na temat rozdziały zamiast powiadomić Cię o mojej nominacji do LBA, zostałaś nominowana!:http://dressa-in-my-heart-forever.blogspot.com/2015/02/nominacja-do-lba.html#comment-form

    OdpowiedzUsuń