Od Autora
Rozdział pisany w narracji
pierwszoosobowej w czasie teraźniejszym ;3 Mam nadzieję, że się
spodoba i nie porąbałam czasów :P Możecie być ze mnie dumni, rozdział ma 7 stron. Tak rekompensata za długi brak rozdziałów. Miłego czytania ^^
Czytam = komentuję
Rozdział VII
Idę do łazienki. Za chwilę ma zacząć
się pierwsza lekcja a ja wciąż nie jestem gotowa! Czy Michael nie
mógł obudzić mnie trochę wcześniej? Ja jestem kobietą,
potrzebuję czasu!
To dziwne uczucie, spać w dormitorium
swoich (teoretycznie) wrogów. Chociaż, ciężko ich nazwać
wrogami. Fred jest takim moim przybranym bratem, do George'a nic nie
mam a Michael jest całkiem miły. Nie wiem co mam o nich myśleć.
To są gryfoni, ale...
Czy wszystko co mówił o nich Malfoy,
było prawdą?
Kiedyś już u nich spałam, jednak
niewiele z tego pamiętam. Alkohol robi swoje, ok?
Ta noc, jedna, jedyna noc, przywołała
wspomnienia...
To była pierwsza impreza u
ślizgonów. Trzeci rok. Dostanie się tam było porównywalne do
wygrania siedmiu tysięcy galeonów w loterii „Proroka Codziennego”
. Niewykonalne.
A jednak los się do mnie
uśmiechnął. Pamiętam jakby to było wczoraj. Czwarty
października.
Sowy ja zwykle roznosiły pocztę.
Zazwyczaj nie dostawałam listów. Całą korespondencję
przekazywała mi siostra. Przed moimi oczami wylądowała srebrna
koperta zaadresowana zielonym atramentem. Szybko ją otworzyłam nie
zważając na papierki wokół mojego miejsca. Wciąż mam przed
oczami jego treść.
Szanowna
Panno Aienette
Dom
Salazara chciałby gościć panią w swoich skromnych progach.
Oczekujemy Cię dziesiątego października (w sobotę) o godzinie
szesnastej w lochach. Stamtąd zostanie Pani odprowadzona przez
jednego z naszych uczniów do Pokoju wspólnego Slytherinu.
Spóźnienie nie będzie pochwalone.
Draco
Malfoy
Treść
uderzyła we mnie jak grom z jasnego nieba. Ja, Puchonka, na
ślizgońskiej imprezie stulecia! Nie wierzyłam w to co widziałam.
To była jedna z najcudowniejszych chwil w moim życiu. Slytherin
obfitował w przystojnych chłopaków, a ja nie ukrywałam się z
moimi podbojami.
Tylko
„elita” otrzymywała legendarne srebrne koperty. Nikt z mojego
domu nie doznał tego zaszczytu.
W przeddzień
imprezy cały Hogwart zajął się plotkami. Nawet ślizgonki nie
mogły się doczekać. Każda dziewczyna w szkole (oczywiście ta
zaproszona) chciała wyglądać olśniewająco.
Nadszedł
czas. Spod lochów odprowadził mnie ciemnoskóry chopak, który
przedstawił się jako Blaise Zabini. Po wejściu do Pokoju Wspólnego
niewiele czasu potrzebowałam, by stracić świadomość.
Pierwszy raz
w życiu się upiłam.
Pierwszy raz
w życiu zapaliłam.
Pierwszy raz
w życiu byłam tak cholernie szczęśliwa.
Rano nazbyt
brutalnie obudziły mnie promienie słoneczne. Byłam w pełni
ubrana, a dookoła mnie biła wszechobecna zieleń. Wywieźli mnie do
psychiatryka, do sali dla nadpobudliwych, czy jak?*
Pierwszym co
do mnie dotarło był niesamowity ból z głowy. Każdy najmniejszy
dźwięk był mocniejszy, głośniejszy. Tak jakby wyostrzyły mi się
zmysły. Chciało mi się jeść, nie ważne co. Byle jeść. A więc,
tak wygląda kac.
Ktoś spał
na kanapie. Chwiejnym krokiem podeszłam do niego. Po jasnych
włosach, rozpoznałam go.
-Malfoy?
Otworzył
powoli oczy.
-O, dzień
dobry. Eliksiru ?
-Jakiego
eliksiru ?
-Na kaca. Potrzebny Ci czy
wytrzymasz?
-Skorzystam z oferty.
Wyszedł z pokoju. Po kilku minutach
przyniósł moje wybawienie.
-Trzymaj.
-Dzięki.
Wypiłam jednym haustem pół
butelki.
-Fuj, jakie to gorzkie!
-Co, księżniczce nie smakuje ?
Wtedy po raz
pierwszy nazwał mnie księżniczką. I tak już zostało do dziś...
A może raczej do
wczoraj.
No ale cóż, dość
wspominek. Prysznic w łazience gryfonów nie jest najlepszym
miejscem na rozpamiętywanie przeszłości...
Która już nie wróci...
Wołam Freda, on ma
już zgodę na teleportację. Niech przyniesie mi czyste szaty!
-Fred!
-Co jest?– Wbiega
do łazienki
-Przynieś mi coś,
nie mam nic do ubrania!
-A nie możesz
założyć wczorajszych ciuchów ?
-NIE!
Merlinie, brzmię
jak jakaś tępa blondynka.
-Kobiety... - tylko
to słyszę z ust rudzielca. Zaraz potem odgłos teleportacji.
~o~
Zaczyna
się największy koszmar dzisiejszego dnia – Eliksiry. Mimo moich
wcześniejszych zainteresowań tym przedmiotem, stary nietoperz
potrafi do niego naprawdę zniechęcić. Jakby jeszcze tego było
mało, ze ślizgonami.
Nie
jestem w stanie patrzeć im w oczy. Czuję na sobie ich wzrok.
Zapewne już wiedzą, co się stało wczoraj. Ehh... chyba się
zdrzemnę.
Patrzę
na zegarek. Minęło jakieś... trzydzieści minut ?
Słyszę
za uchem wrzask Snape'a. To po mnie.
-Panno
Aienette, nie przeszkadzam pani ? A może powinienem być ciszej, aby
mogła się pani wyspać ?
-Gdyby
się pan zamknął było by lepiej. - Mówię najciszej jak się da,
sama do siebie. Staruszek jednak to słyszy.
-Hufflepuff
traci dwadzieścia punktów za obrazę nauczyciela. A teraz proszę
mi powiedzieć, jak działa amortencja ?
-Nie
wiem, profesorze.
-Szkoda.
A wie pani może, ile potrzeba kropel śluzu gumochłona do uwarzenia
eliksiru słodkiego snu ?
-Nie
wiem, profesorze.
-Pani
ignorancja mnie przeraża. Proszę usiąść.
Jak ja
go nienawidzę.
~o~
Czas na
Historię Magii. Mimo częstego przynudzania profesora Binns'a, lubię
ten przedmiot. Chyba jako jedyny, naprawdę mnie interesuje.
Aktualnie zajmujemy się historią czarodziejskiego rozwoju na
wschodzie. Jestem w raju. Japonia, jest cudownym krajem, mogłabym
słuchać o nim godzinami. Kiedyś ją odwiedzę. Moja fascynacja
azjatycką kulturą trwa od dawna. Ciężko policzyć, ile dokładnie.
Wchodzę
wraz zresztą uczniów do klasy. Siadam w ławce.
-Witajcie
dzieci. Na dziś zaplanowałem dla was wykład o zapomnianej córce
cesarza Go-Shijo – Chikubi!
Podnoszę
rękę do góry.
-Profesorze.
-Tak
Charlotte'o ?
Jak ja
nie znoszę tego imienia.
-Dlaczego
ją zapomniano ?
-Bardzo
trafne pytanie. Czy ktoś potrafi mi na nie odpowiedzieć ?
Rękę
unosi Hermiona Granger vel Panna-wiem-to-wszystko.
-Chikubi
została zamordowana przez następcę swojego ojca. Była czarownicą.
Bardzo potężną. Mówi się, że władała żywiołami.
-Bardzo
dobrze panno Granger. 5 punktów.
-To fakt
Chikubi była naprawdę potężna. Nie mogę jednak powiedzieć, że
władała wszystkimi żywiołami, bo była by wtedy nad-istotą**
Jej atrybutem był wiatr. Dzięki niemu mogła sprawić wiele dobrego,
ale także wiele złego. Czy ktoś z was wie, jak nazywają się
pozostałe żywioły ?
Odpowiadam.
-Jest
ich cztery : Ziemia, ogień, woda i magia.
-Doskonale.
5 punktów. Wbrew pozorom tylko niewielka ilość czarodziei potrafi
w stu procentach władać żywiołem magii. Chikubi była jedną z
niewielu, którzy to potrafią.
-Profesorze
Binns.
-Tak
panienko Abbot ?
-Dlaczego
ostatnio ministerstwo tak się nią interesuje?
-Chodzą
pogłoski, że miała córkę, której pochodzenie ukryła zaklęciem.
Jej potomkini podobno do tej pory chodzi po świecie, jako już
siedemnaste pokolenie. Mówi się, że ma taką samą, lub nawet
większą moc.
Dzwoni
dzwonek. Dlaczego tak szybko ?
-Dziękuję,
tyle na dzisiaj.
~o~
Cudownie,
po prostu cudownie. Następne ma być wróżbiarstwo. Chyba zwariuję
słuchając bzdur, które opowiada ta wariatka. Nigdy nie uwierzę w
przepowiadanie przyszłości, tarota czy szklaną kulę. Nigdy. Muszę
się urwać. Nie wytrzyma kolejnej lekcji z NIĄ. Wolę już skończyć
w Mungu niż wytrzymać tam czterdzieści pięć minut. Idę do Alex.
Przynajmniej w takich przypadkach jej przyjaźń się przydaje. Mam
gdzieś co powie, ważne bym mogła przesiedzieć tą lekcję w
dormitorium. I tak jest ostatnia.
-West.
Słuchaj nie idę do Trelki na lekcje, wymyśl coś.
-Znowu
Charlie, znowu ?
-Wiesz
jak nienawidzę tej obłąkanej dziewuchy.
-Wiesz,
że kiedyś się zorientują, prawda?
-Mam to
gdzieś. Palnij jakąś bzdurę, że źle się poczułam czy coś w
ten deseń.
-Dobra,
niech ci będzie.
-Dzięki
Ali.
Uśmiecham
się do niej promiennie. Później jej to wynagrodzę.
~o~
Idę do
dormitorium. Chcę płakać w samotności. Mam dość tej pustki
wokół siebie. Czas wykorzystać whisky od Draco. Cholera, czemu
wszystko przypomina mi o nim ?!
Wchodzę.
Wyjmuję butelkę z małej, drewnianej szafki obok łóżka. Otwieram
ją. Piję z gwinta. Zimny płyn leje mi się do gardła. Palący, a
zarazem tak przyjemny ból w przełyku.
Druga butelka...
W
zapasach miałam tylko jedną whisky. Została wódka. Mam duży
wybór w kwestii alkoholu. Od czarodziejskich, po mugolskie. Do
wyboru, do koloru : Soplica, Bols, Żubrówka, Finlandia, Pan
Tadeusz, Wyborowa. Co tylko dusza zapragnie.
Rzucam
poprzednią butelką o ścianę. Słyszę odgłos tłuczonego szkła.
Resztki trunku oblewają mi twarz.
Trzecia butelka...
Nie
czuję gardła. Tak cholernie pali. Tracę świadomość. Czuję się
szczęśliwa. Umysł mi się wyłączył. Stan całkowitego
spełnienia. Słyszę muzykę, choć doskonale wiem, że nic nie gra.
Upojenie jest takie cudowne. Alkohol zaczyna działać.
Czwarta butelka...
Oszalałam.
Dostałam głupawki. Wszystko wiruje mi przed oczami. Zachleję się
na śmierć.
Śmieję
się. Śmieję się jak wariatka. Padam na podłogę. Turlam się ze
śmiechu. Życie jest takie zabawne. To wszystko jest jedną, wielką
komedią.
Piąta butelka...
Ledwo
wstaję. Idę w kierunku drzwi. Szarpię za klamkę, jednak nic się
nie dzieje. Nie ma szans, żeby powstrzymały mnie jakieś jebane
drzwi!
-Otwórz
się!
Krzyczę,
choć nikt mnie nie słyszy. W końcu pcham i ku mojemu zaskoczeniu
otwierają się. Opuszczam Pokój Wspólny. Staram się dotrzeć na
błonia. Chwiejnie się tam poruszam. Nad jezioro.
-Tam
gdzie się zaczęło, tam się i skończy!
Mówię
sama do siebie. Czyżbym miała rozdwojenie jaźni ? Tylko wariaci
mówią do siebie. A może ja jestem wariatką ? To dziwne, że po
wpuszczeniu w siebie pięciu litrów alkoholu, wciąż w miarę
trzeźwo myślę. Moje ciało jednak twierdzi coś innego.
Koniec butelek...
Wódka
się skończyła, kończę się i ja. Zdejmuję ubranie. Zostaję w
samej bieliźnie. Wyrzucam różdżkę. Kładę się na delikatnej
tafli jeziora, by po chwili zanurzyć się w jego odmętach.
Przeszywa mnie zimno. Wreszcie odejdę, raz na zawsze. Uciekam od
problemów. Przyznaję się do tego. Cierpię. Do tego też się
przyznaję. Mam dość. Ostatnia rzecz, do której się przyznałam.
Tracę oddech.
Leżę
na dnie. Dziwne uczucie. Śmierć. Czy można nazwać ją uczuciem ?
Nie czuję już nic.
Nie
muszę.
Już
nie...
Już nie
muszę czuć...
Nie
muszę żyć...
Słyszę
głos. Sumienie ? Nie, przecież ja go nie mam. Ellie ? Może mnie
woła, przyspiesza. A może... Tyle pytań, na które nie mam czasu
odpowiedzieć.
Czuję
na plecach dotyk. Ciepły dotyk. Ktoś próbuje mnie wyciągnąć.
Słyszę coraz lepiej. Pojedyncze sylaby, zamiast niezrozumiałych
szeptów. Ktoś mnie woła. Czuję powiew wiatru na mojej skórze.
Komuś się udało. Wyciągnął mnie.
Nie
pozwolono mi umrzeć.
Zdecydowano
za mnie.
Odebrano
mi możliwość pożegnania.
Nie
pozwolono.
Ale
dlaczego? Po jaką cholerę mnie wyciągnęli? Po jaką cholerę mam
żyć, skoro jego nie ma. Jeśli mam trwać samotna, wolę opuścić
ten świat. Nie potrzebuję tego, tak samo, jak on nie potrzebuję
mnie. To dziś. Dziś Charon miał zabrać mnie do Tartaru***. Dziś
miałam wstąpić w ognie piekielne. Dziś, miałam umrzeć. Ale nie
mogę.
-Ch...
sły..., ie...? ...ar...obu...ię...! Pro...ę...
Słowa
łączą się ze sobą, tworząc jeden wyraz bez żadnego sensu. Ton
głosu jest mi znany, ale ciężko go zidentyfikować, będąc jedną
nogą po tamtej stronie. Ten głos, siedzi gdzieś w moim umyśle.
Ale dziś
to nie ważne, bo dziś mnie już tu nie będzie. Zostanę skazana na
wieczne potępienie...
I
samotność.
-Char..lie...słysz...mni...
? Charl...! Obud....si....! Proszę...
Proszę.
Ale kto ? O co ? To słowo szumi mi w głowie. Nie mogę się go
pozbyć z podświadomości. O co mnie prosisz? Kim jesteś?
Odpowiedz!
Coraz
więcej rozumiem. Ale nie chcę. Straciłam nadzieję na lepsze
jutro. Jak to ktoś kiedyś powiedział „Nadzieja to najgorsze
skurwysyństwo, jakie wyszło z puszki pandory”****
Chcę
odejść w spokoju. Nikomu nie wadząc. Nikt nie zatęskni. Nikt nie
zapłacze.
Trawa...
Czuję trawę, pod palcami...
Jej
delikatny zapach, wpędzony przez wiatr do mojego nosa. Ta cudowna
woń zieleni. Pamiętam jak bawiłam się w skoszonej trawie z
siostrami. Czuję ją tak wyraźnie. Kto by pomyślał, że po takiej
dawce alkoholu wyostrzają ci się zmysły.
Dłonie...
Ciepłe dłonie...
Czyjeś
ciepłe dłonie spoczywają na moim mostku.
Ból...
Czuję
ból, pobudzający serce do dalszej pracy.
NIE!
NIE! NIE! To nie tak miało być! Już prawie przestało bić.
Dlaczego ktoś mi to robi?! Cholera...
A miało
być tak pięknie.
Krew...
Moja krew...
Moja
własna krew, wypływa z mojego gardła. Pluję krwią. A może
jednak się udało?
Światło
na końcu tunelu. Czy powinnam biec?
Woda...
Woda się cofa...
Czuję
ją. W przełyku. Zaczęła mieszać się z krwią.
To już
potwierdzone.
Zostaję.
Oczy...bolą...
Oczy
mnie bolą od nadmiaru słonej wody. Światło już zniknęło.
Próbuję uchylić powieki, ale nie jest to takie proste, gdy małe
kropelki nie chcę ci na to pozwolić.
Udało
mi się.
Widzę
mojego wybawcę. Rude włosy. Brązowe oczy.
Już
wiem.
To na
pewno Weasley.
To było
takie oczywiste. Ale skąd wiedział? Śledził mnie? Pilnował? Jest
jakimś pierdolonym aniołem stróżem, czy jak?
Coś
ciepłego przylgnęło mi do ciała. Delikatna tkanina dająca
ciepło. Wełna drażni moją skórę.
Szok
termiczny.
Dostałam
drgawek. Czuję, jak się trzęsę. Zimne podłoże, wychłodzone
ciało i gorąc bijący od koca nie idą w parze.
Wyciągam
do niego rękę.
Chcę
poczuć...
Poczuć
tak naprawdę...
Głaszczę
go po policzku. Zasłużył na to. Dopiero teraz orientuję się, że
z włosów kapie mu woda, a jego skóra jest bardzo wilgotna.
Nurkował po mnie. Tyle dla mnie robi, a ja go nie doceniam. Nie tak
jak powinnam.
Czuję
jego skórę pod swoimi palcami. To tak jakbym urodziła się na
nowo. Albo może powstała z martwych. Zależy od punktu widzenia.
-Freddie?
-Już
dobrze... - Jest strasznie zdenerwowany. Zadziwia mnie jego troska.
Ja bym chyba tak nie potrafiła. Przecież, nie musi tego robić...
A jednak
-Dobrze?
Nic nie jest dobrze. - Jestem szczera, po co kłamać. I tak nic mi
to nie da. Tutaj nie da się kłamać.
Nie
tutaj.
Nie
teraz.
Nie przy
nim.
-Spokojnie...wszystko
jest dobrze... - Nie słyszy mnie, albo nie chce słyszeć. Zakładam
tą drugą opcję.
Przytula
mnie...
Merlinie,
jakie cudowne uczucie. Wspaniałe ciepło, inne niż od koca. Od
niego bije troska, w najlepszym tego słowa znaczeniu.
Jego
serce bije jak szalone...
Słyszę
je tak wyraźnie.
Bał
się...
Tak
cholernie się bał, a to wszystko z mojej winy! Jestem okropna.
Jego
strach przerodził się w szczęście. Nie potrafi ukrywać emocji. Z
jego twarzy można czytać jak z otwartej księgi.
Cieszy
się...że żyję.
Tyle
emocji. Jego serce brzmi, jakby miało zaraz pęknąć z radości.
Łapię za brzegi jego mokrej koszulki, aby lepiej się wtulić.
Potrzebuję go.
Tak
cholernie go potrzebuję...
Tej jego
głupiej gryfońskiej odwagi...
Troski...
I
miłości...
Braterskiej
miłości, którą mnie obdarzył. Zawsze chciałam mieć starszego
brata. A on mi go zastąpił. Jest cudowny. Z wszystkimi jego wadami
i zaletami. Jak najbliższa rodzina...
Którą
straciłam...
-Kocham
cię Freddie... jesteś moim bratem... choć nie łączy nas krew... kocham Cię... - Ledwo wymawiam te słowa. Nie dla tego, że ciężko
mi je powiedzieć. On zasłużył. To dlatego, że wciąż mam w
ustach wiele słonej wody, która skutecznie wysuszyła mi gardło.
-Wiem
Charlie, wiem. Ja też cię kocham. Proszę nie rób mi tego więcej.
-Dobrze,
obiecuję. Nie zrobię.
Chyba...
*Kolor
zielony podobno uspokaja :)
**Istoty,
które panują nad wszystkimi żywiołami.
***Mitologia
grecka. Charon przewoził zmarłych przez rzekę Styks do bram
Tartaru. Tak w bardzo dużym skrócie.
****Cytat
Stephena Kinga z książki pt.”Pod kopułą” - Zachęcam do
przeczytania.
Przy tym szykowaniu się Charlie zawiało mi twoim szykowaniem się (dwugodzinnym), żeby gdzieś iść.
OdpowiedzUsuńMyślałam, że zaśnie, pochłonie ją alkohol, zatopi jezioro.
Miałam wrażenie, że już się nie obudzi, nie wstanie.
Szczerze to jej tego życzyłam. Bo cholernie trudno jest zdobyć się na odwagę, żebyś skoczyć prosto ku ramionom śmierci. Ona to zrobiła, ale dostała nową szansę. Kolejną. I to "Chyba.." Jeśli raz zaczniesz się zatruwać, nie skończysz, to jak nałóg. Nie umiesz przestać.
Rozdział mi się podobał, taki smutny, pasuje do mojego nastroju.
Weny życzę i czekam na nexta.
~Vichi
Ekhem, Ekhem.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze: (żebym nie zapomniała)
DZIĘKI ZA WROBIENIIE MNIE. ._.
Ale, no serio, no dzięki, no. XD
Po drugie:
Zajebisty rozdział (Sorry. musiałam XD)
Kocham cię za niego. (tylko mi tu nie myśl, że ja to Gabriel w wersji żeńskiej ._.)
Gabriel- wiesz który. XD
Więc. Matko, ile ty tych dopisków zrobiłaś. ZASZALAŁAŚ XD
Dobra, kończę bo mój blog sam się nie zacznie.
NEXT. TU. I. TERAZ. ._.
Bajoo.
-Akai. :3
Nienawidzę narracji pierwszoosobowej, jak i czasu teraźniejszego, ale to jest świetne.
OdpowiedzUsuńDobra, gadam na temat rozdziały zamiast powiadomić Cię o mojej nominacji do LBA, zostałaś nominowana!:http://dressa-in-my-heart-forever.blogspot.com/2015/02/nominacja-do-lba.html#comment-form