Od Autora
Cześć ^^ Chciałam tylko powiedzieć,
że znalazłam betę :D Co jest jednoznaczne z tym, że moje błędy
nie będą gryźć w oczy <3 (Mhm, jasne. ._. ~Aki-beta)
Od razu mówię, że uważam ten rozdział za najgorszy na tym blogu.
A dla ciekawskich. Moje opowiadanie będzie także publikowane na wattpadzie :D
Bez dalszych wstępów, zapraszam do
czytania.
Rozdział VIII
Fred nie daje mi spokoju od tygodnia.
Ciągle za mną łazi. Cały czas powtarza, że „po ostatnim musi
mieć mnie na oku”. Co za bzdura. To niedorzeczne. Nie potrzebuję
niańki! Potrafię o siebie zadbać.
Byłam pijana do cholery! Po alkoholu
człowiek robi głupie rzeczy.
Alkohol to nie
wytłumaczenie.
Wiem.
Ale coś trzeba winić.
Weasley
jest moim przyjacielem, a nie matką! Wiem, że chce dobrze. Ale bez
przesadyzmu. Nie musi łazić za mną do toalety! To już przekracza
wszelkie granice.
Nie mogę
palić.
Nie mogę
pić.
Nie mogę
nic.
Mam
karę. Ekstra.
A do
tego, ta picza Alex dała mu plan moich zajęć. Pieprzona pani
prefekt. Myśli, że jak nosi durną plakietkę na szacie, to wolno
jej wpychać noc w cudze sprawy. Suka.
Często
uciekam z lekcji. Nie mogę tam wytrzymać. Każdy dzień wygląda
tak samo. Wstaję, jem śniadanie, zrywam się z paru lekcji, idę
spać, jem kolację, idę spać. Błędne koło. Ta monotonia mnie
wykańcza.
Coraz
bardziej interesuje mnie historia tej księżniczki. Dlaczego
wcześniej o niej nie słyszałam?
Jest
poniedziałek. Osiemnasty września. Sobota.
Mogę
iść do biblioteki. Tam się czegoś dowiem. Idę w kierunku
biblioteki, aż natykam się na kogo...? Oczywiście na Freda.
Merlinie, daj mi rozum, bo jak dasz mi siłę to przysięgam, że coś
mu zrobię.
-Cześć
Char.
-Cześć
– odburkuję. Nie mam ochoty na rozmowę. Już się z nim
nagadałam.
-Gdzie
idziesz?
-A co
cię to obchodzi? Książkę piszesz? - Tak, wiem, jestem chamska.
-Może...
-To tego
rozdziału ci zabraknie.
Łapie
mnie za ramiona. Szykuje mi się pogadanka.
-Skończ
być bezczelna.
Kurwa,
ale on ma chwyt.
-Fred.
To. Kurwa. Boli.
Puszcza.
-Przepraszam.
-Dobrze,
że na tyle cię stać.
Dalej
idziemy w milczeniu. Tak, idziemy bo przecież nie może mnie
zostawić samej choćby na minutę. Palant. Czy ktoś może mi
powiedzieć, kiedy ja go tak znienawidziłam?
Wchodzimy
do biblioteki. Głucha cisza. W końcu to biblioteka. Podchodzę do
jednej z półek historycznych i wyszukuję książkę o starożytnej
Japonii. Nic.
Idę do
pani Pince.
-Przepraszam,
gdzie znajdę książkę o magach w starożytnej Japonii?
-Hę?
Serio
kobieto? Człowiek się czegoś ciebie pyta a ty mówisz „hę” ?
Merlinie, za co. A podobno to ja jestem ta nienormalna.
-Pytam o
książkę.
-Chwileczkę,
zaraz sprawdzę.
Odchodzi
od biurka. Opieram się o blat. Czekam. Podchodzi do mnie Alexis.
Jasne, jeszcze tylko ona nie podniosła mi dzisiaj ciśnienia.
-Cześć.
Jak tam ?
-Chujowo.
-Czyli
standard ?
-Taa.
Opiera
się koło mnie. Błagam, daj mi święty spokój.
-Na co
czekasz?
-Na
bibliotekarę.
-A.
Cisza.
Dzięki ci Merlinie. Proszę, dajcie mi tę cholerną książkę i
pozwólcie zamknąć się w pokoju na wieczność.
-Ekhem.
-Tak?
-Nie
posiadamy takich książek w naszym spisie.
Kurwa.
-Dobrze,
dziękuję.
Wychodzę.
Za mną idzie moja „ukochana” pani prefekt.
-To...
gdzie się wybierasz?
-Do
siebie.
-A. Ok.
Odchodzi.
Chyba zrozumiała, że przegrała. Idę po szluga. Mam ochotę się
napić, ale nie mogę. Nie, że nie chcę, tylko naprawdę nie mogę,
bo pewien rudy gówniarz (co z tego, że jest starszy) postanowił
zabrać mi cały zapas! Dlaczego wszyscy twierdzą, że jestem
niezrównoważona? Nie wskoczę przecież znowu do jeziora! Byłam
pijana, człowiek wtedy nie myśli.
Otwieram
drzwi. W pokoju nikogo nie ma. Podchodzę do szafki nocnej, w której
zazwyczaj trzymam papierosy. Słyszę cichy szmer za plecami.
Zaciskam mocno palce na różdżce i odwracam się w stronę drzwi.
Nic. Chyba rzeczywiście jestem trochę przewrażliwiona.
-Kto tam
jest?
Pytam na
wszelki wypadek. Słyszę szept za mną. Światło zgasło. Nie ono
nie zgasło, pękły żarówki. (od kiedy w Hogwarcie są żarówki?
XD Pomińmy ;p dop.autora)
Trzask.
Okno się
zamknęło.
Kolejny trzask.
Teraz
drzwi. To pułapka...
Czy ja
mam ciarki na plecach?
Nie ukryjesz się. Znajdę
cię Charlie.
Daj się złapać. Znajdę
cię Charlie.
Nie opuścisz mnie.
Znajdę cię Charlie.
Jesteś na mojej łasce.
Jesteś moja...
Charlie.
-Co
jest do cholery?! Fred jeśli to ty, to uprzedzam, twoja śmierć
będzie długa i bolesna!
Nikogo
tu nie ma Charlie.
Jesteś
sama.
Zawsze
byłaś.
Jesteś
sama Charlie.
Masz
tylko mnie.
-Nie! Nie jestem sama! Kim ty jesteś?! Co się kurwa dzieje?!
Słyszę tylko głupi chichot w swojej głowie. Światło się
zapala. Chwila, czy żarówki nie były potłuczone? Okno i drzwi
otwierają się. To nie było normalne. To zdecydowanie nie było
normalne. Tylko co to było? Jedno jest pewne. To nie moja siostra,
to nie był jej głos. Dlaczego coś mi podpowiada, że TO było o
wiele gorsze od ducha Ellie?
Idę do Freda. Muszę z nim poważnie pogadać. On MUSI coś dla mnie
zrobić. To sprawa życia lub mojego szaleństwa.
Egoistka.
Idę długim korytarzem w kierunku wieży Gryffindoru. Po drodze
wpadam na Chłopca-który-przeżył. Cholera, chociaż... może
wyjdzie z tego coś dobrego.
-Cześć Po...Harry – dobrze, że w porę ugryzłam się w język.
-Cz-cześć. Przepraszam, ale nie za bardzo wiem kim jesteś.
-Spoko. Charlie Aienette, puchonka. Jesteśmy na jednym roku.
-A, tak. Mamy razem zielarstwo.
-Racja.
-Dobra, sorki Charlie, ale muszę już lecieć.
-Harry czekaj!
-Coś się stało?
-Masz pelerynę niewidkę, prawda? - Teraz zainteresował się moją
osobą.
-Skąd o tym wiesz?
-To nieistotne. Słuchaj, wiem, że się nie znamy i nie masz żadnego
powodu żeby mi ufać, ale... potrzebuję jej, bardziej niż ci się
wydaje. - Mówię całą prawdę
-W sumie...
-Proszę... - Robię popularną minę numer 4 inaczej zwaną „jestem
małą bezbronną dziewczynką, zgodzisz się na wszystko” . Bycie
dziewczyną ślizgona jednak się przydaje.
-Dobra. Chodź za mną.
Zaprowadził mnie do swojego dormitorium. Wyciągnął z kufra cienki
płaszcz i włożył mi go w ręce.
-Uważaj na nią. Masz ją zwrócić jutro przed północą.
Przytaknęłam tylko głową. Draco miał rację. Złoty Chłopiec
zawsze pomaga wszystkim. Co za naiwniak.
Wychodzę z jego pokoju i kieruję się do Freda. Pukam. Co jak co,
ale do nich nie mam zamiaru wchodzić z buta, a już na pewno nie
wtedy kiedy wiem, że są sami w Michael'em. Drzwi otwiera mi rudy
chłopak.
-Fred?
-Jestem George.
-Ups. Jest Fred?
-Żartowałem Charlie. Wchodź.
Nie słucham. Stoję w miejscu.
-Nie ma potrzeby, ja tylko na chwilę.
-Co jest?
Spojrzałam za niego sprawdzając czy nikogo nie ma.
-Daj mi mapę.
-Co?
-Mapę huncwotów durniu.
-Po co ci ta mapa?
-Nie zadawaj pytań, tylko mi ją daj!
-Charlie...
-Później ci to wyjaśnię.
-Ehh... co ja z tobą mam.
Nic już nie skomentował. Wszedł do pokoju. Po chwili wraca niosąc
w ręku pusty kawałek pergaminu. Milczę. Daję mu szybkiego buziaka
w policzek i wybiegam z wieży.
Od Autora
Tak jestem (jak to określiła moja beta) (mina niewiniątka- wcale
niee... :D ~ Aki) wredną suczą, bo kończę bez wyjaśnienia po co,
na co i którędy. No cóż, podobno pasuję na ślizgonkę ;p
Kolejny rozdział w walentynki i uprzedzam, będzie się działo :D
Tia. Ja i ortografia... No ale trzeba przeboleć.
OdpowiedzUsuńCO ZŁEGO TO CHARLIE! NIE JA! XD
Ale rozdział przecudowny i wgl omfg, kurdę, rzygnę tęczą... *^*
Oddaj talent. *^*
Wiem, że nie oddasz. Wredota... XD
Ale się nie gniewasz na mniee?
Nie świruję dalej, bo na pewno nic dobrego z tego nie wyjdzie.
Czekam z niecierpliwością na nexta,
~Aki