niedziela, 8 lutego 2015

Rozdział VIII

Od Autora
Cześć ^^ Chciałam tylko powiedzieć, że znalazłam betę :D Co jest jednoznaczne z tym, że moje błędy nie będą gryźć w oczy <3 (Mhm, jasne. ._. ~Aki-beta)
Od razu mówię, że uważam ten rozdział za najgorszy na tym blogu.
A dla ciekawskich. Moje opowiadanie będzie także publikowane na wattpadzie :D
Bez dalszych wstępów, zapraszam do czytania.

Rozdział VIII


Fred nie daje mi spokoju od tygodnia. Ciągle za mną łazi. Cały czas powtarza, że „po ostatnim musi mieć mnie na oku”. Co za bzdura. To niedorzeczne. Nie potrzebuję niańki! Potrafię o siebie zadbać.
Byłam pijana do cholery! Po alkoholu człowiek robi głupie rzeczy.
Alkohol to nie wytłumaczenie.
Wiem. Ale coś trzeba winić.

Weasley jest moim przyjacielem, a nie matką! Wiem, że chce dobrze. Ale bez przesadyzmu. Nie musi łazić za mną do toalety! To już przekracza wszelkie granice.

Nie mogę palić.
Nie mogę pić.
Nie mogę nic.
Mam karę. Ekstra.

A do tego, ta picza Alex dała mu plan moich zajęć. Pieprzona pani prefekt. Myśli, że jak nosi durną plakietkę na szacie, to wolno jej wpychać noc w cudze sprawy. Suka.
Często uciekam z lekcji. Nie mogę tam wytrzymać. Każdy dzień wygląda tak samo. Wstaję, jem śniadanie, zrywam się z paru lekcji, idę spać, jem kolację, idę spać. Błędne koło. Ta monotonia mnie wykańcza.

Coraz bardziej interesuje mnie historia tej księżniczki. Dlaczego wcześniej o niej nie słyszałam?
Jest poniedziałek. Osiemnasty września. Sobota.
Mogę iść do biblioteki. Tam się czegoś dowiem. Idę w kierunku biblioteki, aż natykam się na kogo...? Oczywiście na Freda. Merlinie, daj mi rozum, bo jak dasz mi siłę to przysięgam, że coś mu zrobię.
-Cześć Char.
-Cześć – odburkuję. Nie mam ochoty na rozmowę. Już się z nim nagadałam.
-Gdzie idziesz?
-A co cię to obchodzi? Książkę piszesz? - Tak, wiem, jestem chamska.
-Może...
-To tego rozdziału ci zabraknie.
Łapie mnie za ramiona. Szykuje mi się pogadanka.
-Skończ być bezczelna.
Kurwa, ale on ma chwyt.
-Fred. To. Kurwa. Boli.
Puszcza.
-Przepraszam.
-Dobrze, że na tyle cię stać.

Dalej idziemy w milczeniu. Tak, idziemy bo przecież nie może mnie zostawić samej choćby na minutę. Palant. Czy ktoś może mi powiedzieć, kiedy ja go tak znienawidziłam?

Wchodzimy do biblioteki. Głucha cisza. W końcu to biblioteka. Podchodzę do jednej z półek historycznych i wyszukuję książkę o starożytnej Japonii. Nic.
Idę do pani Pince.
-Przepraszam, gdzie znajdę książkę o magach w starożytnej Japonii?
-Hę?
Serio kobieto? Człowiek się czegoś ciebie pyta a ty mówisz „hę” ? Merlinie, za co. A podobno to ja jestem ta nienormalna.
-Pytam o książkę.
-Chwileczkę, zaraz sprawdzę.

Odchodzi od biurka. Opieram się o blat. Czekam. Podchodzi do mnie Alexis. Jasne, jeszcze tylko ona nie podniosła mi dzisiaj ciśnienia.

-Cześć. Jak tam ?
-Chujowo.
-Czyli standard ?
-Taa.

Opiera się koło mnie. Błagam, daj mi święty spokój.

-Na co czekasz?
-Na bibliotekarę.
-A.

Cisza. Dzięki ci Merlinie. Proszę, dajcie mi tę cholerną książkę i pozwólcie zamknąć się w pokoju na wieczność.

-Ekhem.
-Tak?
-Nie posiadamy takich książek w naszym spisie.
Kurwa.
-Dobrze, dziękuję.

Wychodzę. Za mną idzie moja „ukochana” pani prefekt.

-To... gdzie się wybierasz?
-Do siebie.
-A. Ok.

Odchodzi. Chyba zrozumiała, że przegrała. Idę po szluga. Mam ochotę się napić, ale nie mogę. Nie, że nie chcę, tylko naprawdę nie mogę, bo pewien rudy gówniarz (co z tego, że jest starszy) postanowił zabrać mi cały zapas! Dlaczego wszyscy twierdzą, że jestem niezrównoważona? Nie wskoczę przecież znowu do jeziora! Byłam pijana, człowiek wtedy nie myśli.
Otwieram drzwi. W pokoju nikogo nie ma. Podchodzę do szafki nocnej, w której zazwyczaj trzymam papierosy. Słyszę cichy szmer za plecami. Zaciskam mocno palce na różdżce i odwracam się w stronę drzwi. Nic. Chyba rzeczywiście jestem trochę przewrażliwiona.

-Kto tam jest?

Pytam na wszelki wypadek. Słyszę szept za mną. Światło zgasło. Nie ono nie zgasło, pękły żarówki. (od kiedy w Hogwarcie są żarówki? XD Pomińmy ;p dop.autora)
Trzask.
Okno się zamknęło.
Kolejny trzask.
Teraz drzwi. To pułapka...
Czy ja mam ciarki na plecach?

Nie ukryjesz się. Znajdę cię Charlie.
Daj się złapać. Znajdę cię Charlie.
Nie opuścisz mnie. Znajdę cię Charlie.
Jesteś na mojej łasce. Jesteś moja...
Charlie.

-Co jest do cholery?! Fred jeśli to ty, to uprzedzam, twoja śmierć będzie długa i bolesna!

Nikogo tu nie ma Charlie.
Jesteś sama.
Zawsze byłaś.
Jesteś sama Charlie.
Masz tylko mnie.

-Nie! Nie jestem sama! Kim ty jesteś?! Co się kurwa dzieje?!

Słyszę tylko głupi chichot w swojej głowie. Światło się zapala. Chwila, czy żarówki nie były potłuczone? Okno i drzwi otwierają się. To nie było normalne. To zdecydowanie nie było normalne. Tylko co to było? Jedno jest pewne. To nie moja siostra, to nie był jej głos. Dlaczego coś mi podpowiada, że TO było o wiele gorsze od ducha Ellie?

Idę do Freda. Muszę z nim poważnie pogadać. On MUSI coś dla mnie zrobić. To sprawa życia lub mojego szaleństwa.
Egoistka.

Idę długim korytarzem w kierunku wieży Gryffindoru. Po drodze wpadam na Chłopca-który-przeżył. Cholera, chociaż... może wyjdzie z tego coś dobrego.

-Cześć Po...Harry – dobrze, że w porę ugryzłam się w język.
-Cz-cześć. Przepraszam, ale nie za bardzo wiem kim jesteś.
-Spoko. Charlie Aienette, puchonka. Jesteśmy na jednym roku.
-A, tak. Mamy razem zielarstwo.
-Racja.
-Dobra, sorki Charlie, ale muszę już lecieć.
-Harry czekaj!
-Coś się stało?
-Masz pelerynę niewidkę, prawda? - Teraz zainteresował się moją osobą.
-Skąd o tym wiesz?
-To nieistotne. Słuchaj, wiem, że się nie znamy i nie masz żadnego powodu żeby mi ufać, ale... potrzebuję jej, bardziej niż ci się wydaje. - Mówię całą prawdę
-W sumie...
-Proszę... - Robię popularną minę numer 4 inaczej zwaną „jestem małą bezbronną dziewczynką, zgodzisz się na wszystko” . Bycie dziewczyną ślizgona jednak się przydaje.
-Dobra. Chodź za mną.

Zaprowadził mnie do swojego dormitorium. Wyciągnął z kufra cienki płaszcz i włożył mi go w ręce.

-Uważaj na nią. Masz ją zwrócić jutro przed północą.

Przytaknęłam tylko głową. Draco miał rację. Złoty Chłopiec zawsze pomaga wszystkim. Co za naiwniak.
Wychodzę z jego pokoju i kieruję się do Freda. Pukam. Co jak co, ale do nich nie mam zamiaru wchodzić z buta, a już na pewno nie wtedy kiedy wiem, że są sami w Michael'em. Drzwi otwiera mi rudy chłopak.

-Fred?
-Jestem George.
-Ups. Jest Fred?
-Żartowałem Charlie. Wchodź.
Nie słucham. Stoję w miejscu.
-Nie ma potrzeby, ja tylko na chwilę.
-Co jest?
Spojrzałam za niego sprawdzając czy nikogo nie ma.
-Daj mi mapę.
-Co?
-Mapę huncwotów durniu.
-Po co ci ta mapa?
-Nie zadawaj pytań, tylko mi ją daj!
-Charlie...
-Później ci to wyjaśnię.
-Ehh... co ja z tobą mam.

Nic już nie skomentował. Wszedł do pokoju. Po chwili wraca niosąc w ręku pusty kawałek pergaminu. Milczę. Daję mu szybkiego buziaka w policzek i wybiegam z wieży.



Od Autora

Tak jestem (jak to określiła moja beta) (mina niewiniątka- wcale niee... :D ~ Aki) wredną suczą, bo kończę bez wyjaśnienia po co, na co i którędy. No cóż, podobno pasuję na ślizgonkę ;p Kolejny rozdział w walentynki i uprzedzam, będzie się działo :D

1 komentarz:

  1. Tia. Ja i ortografia... No ale trzeba przeboleć.
    CO ZŁEGO TO CHARLIE! NIE JA! XD
    Ale rozdział przecudowny i wgl omfg, kurdę, rzygnę tęczą... *^*
    Oddaj talent. *^*
    Wiem, że nie oddasz. Wredota... XD
    Ale się nie gniewasz na mniee?
    Nie świruję dalej, bo na pewno nic dobrego z tego nie wyjdzie.
    Czekam z niecierpliwością na nexta,
    ~Aki

    OdpowiedzUsuń